Jeżeli chcesz  sobie poprawić humor sesją zdjęciową, to ślub jest najgłupszym pomysłem. Przecież i tak masz wtedy dobry humor! Zupełnie inaczej jest z rozwodem. Wtedy zdecydowanie każdy sposób by zrobić coś niezwykłego jest w cenie.

Tak samo zapewne pomyślała Ashley, robiąc sobie plenerową sesję, no jakby nie było, rozwodową.

Logiczne wydało się tu użycie użycie stylistyki „trash the dress”  polegającej na symbolicznym zniszczeniu sukni. Z tą różnicą że tu zniszczenie (przez spalenie i wytaplanie w błotku) było niezbyt symboliczne.

Kaitlynn mówi że sesja pomogła jej się poczuć szczęśliwą i wolną. A jak jak sesja Kaitlynn podoba sie Tobie? Czy w w podobnej  sytuacji odważyłabyś się na podobne szaleństwo? Zapraszam do komentowania 🙂